Pomyślałam, że słodkie króliczki plotkujące przy kawusi, to coś w sam raz by zapełnić pustą ścianę w mojej kuchni, tym bardziej że jakiś czas temu kupiłam za grosze dwie śliczne fioletowe rameczki, które jeszcze nie znalazły swojego przeznaczenia :)
Niestety rozmiar kanwy na której zaczęłam haftować okazał się zbyt duży
żeby cały obrazek zmieścić w ramce, więc postanowiłam zacząć króliczki od początku na lnie :)
Można więc powiedzieć, że to taki UFOk - nieUFOk, bo powracam do haftu zaczętego kawał czasu temu, ale jednak haftuję od nowa na innym materiale :P
Na dziś postępy mają się tak:
Haftuje się je bardzo przyjemnie i zupełnie nie wiem dlaczego taki wdzięczny hafcik wylądował niedokończony w szufladzie...
***
PS. Cieszę się, że was jeszcze nie zanudziłam moimi choinkowymi miśkami, bo jednak brakuje im jeszcze sporo do finału, więc zagoszczą na blogu jeszcze nie raz :D
Ale pięknie się zapowiada ten obrazek. Może w trakcie haftowania przypomnisz sobie dlaczego go porzuciłaś ;)
OdpowiedzUsuńPozdrzwiam
Urocze są te króliczki :)
OdpowiedzUsuńUroczy obrazek :)
OdpowiedzUsuńJuż się słodko zapowiada :)
OdpowiedzUsuńTe va a quedar muy bonito, estoy deseando verlo terminado.....besos
OdpowiedzUsuńbędzie śliczny hafcik :)
OdpowiedzUsuńO pamiętam była cała seria w kalendarzu parę lat temu. Zajączki wyjdą śliczne.
OdpowiedzUsuńTe króliczki są takie słodziutkie! Sporo krzyżyków już postawiłaś, choć szkoda, że te poprzednie poszły do kosza. Ale znam ten ból, kiedy po dłuższym czasie nie zawsze odpowiada nam pierwszy dobór tkaniny ;-)
OdpowiedzUsuńPiękna praca! Działaj dalej, bo będzie świetna. Pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńAleż słodziaczki wychodzą spod igły:)
OdpowiedzUsuńA choinkowe miśki z poprzedniego posta - rewelacja!
Pozdrawiam:)
Fajnie, że do nich wróciłaś, bo na prawdę są słodkie:)
OdpowiedzUsuń